Ciężki chleb powszedni związany z wymaganiami to… nie
uleganie koncertowi życzeń. Użytkownicy dużo chcą, czasem biznes chce nawet za
to zapłacić ale… No właśnie, czy jest tu ale? Może IT powinno się cieszyć, że
ma robotę?
Kogo słuchać?
To może zacznijmy od tego, od kogo zbierać wymagania?
Użytkownik końcowy, użytkownik kluczowy a może właściciel biznesowy? Nie ma
idealnej odpowiedzi i na pewno trzeba wysłuchać wszystkich, którzy w temacie są
zainteresowani (czyli pozostałych interesariuszy, których nie wymieniłam także
;)). Zwłaszcza w agile kładzie się nacisk na słuchanie użytkownika, ale… No
właśnie jest ale. Nie mówię, tu że użytkownik końcowy powinien zostać
pominięty, aczkolwiek należy pamiętać że w większości wypadków systemy
informacyjne to zespół naczyń połączonych i trzeba widzieć szerzej niż tylko
swój kawałek aplikacji. Użytkownik kluczowy powinien w tym względzie być
bardziej „uświadomiony” i przesiać wymagania z koncertu życzeń pod względem
merytorycznym. Choć istnieje jeszcze przypadek, gdy użytkownik ani końcowy ani
kluczowy nie ma nic do powiedzenia i system jest zdominowany przez właściciela
biznesowego (święte jego prawo, płaci to wymaga). Jeśli za tym kryje się wizja
i przy okazji dana osoba doskonale zna potrzeby użytkowników, to może tragedia
się nie wydarzy. Aczkolwiek jak to jest trochę balansowanie na krawędzi
przepaści (nie polecam, nawet dla osób lubiących sporty ekstremalne).
Może poprzestańmy na tym, że wysłuchać trzeba wszystkie
strony.
Co wybrać?
Kategoryzacja i wybór tego co jest do zrobienia to inna kwestia.
Ciężkim kawałkiem jest wybranie tych elementów które faktycznie przybliżają
biznes do osiągnięcia celu biznesowego. Jeszcze ciężej przekonać biznes, że ich
wymarzona funkcjonalność nie jest potrzebna… Zaraz, zaraz – wróćmy do początku.
Czy nie powinniśmy być szczęśliwi że mamy co robić, a nie odsiewać pomysły?!
Odpowiedź brzmi NIE. Jak jesteśmy działem IT wewnętrznym – to zależy nam
przecież aby firma nie marnotrawiła pieniędzy. Jak jesteśmy zewnętrzną firmą IT
– to zależy nam na tym, aby klient był zadowolony. A nie będzie zadowolony jak
dostanie funkcjonalności z których nie korzysta a do tego obraz rozpaczy
dopełni odpowiednio wysoka faktura…
Po co?
Analityk omnibusem nie jest, więc warto aby zadawał magiczne
pytanie: „po co” (dlaczego to wiemy, aplikacja ma pomagać albo zarabiać, albo
ciąć koszty*, wyjątek stanowią aplikacje urzędów których celem istnienia jest
irytowanie petentów </joke>). Jak wiemy po co, to możemy zamodelować
odpowiednie rozwiązanie. Plus doradzić co generuje koszty, a nie przybliża nas
do osiągnięcia celu biznesowego (tak, tak – po to aby to wyrzucić do kosza,
albo chociaż przesunąć na koniec kolejki do zrobienia i liczyć po ciuchu że z
czasem upór na wykonanie danej funkcjonalności mnie).
Podsumowanie w dwóch słowach: „po co?”.
* ułatwienie pracy wlicza się w to. Pracownik który
sprawniej wykonuje zadania (szybciej, robi mniej błędów itp.) ma większą
wydajność i większe moce przerobowe. Jeśli to jest pracownik który był „wąskim
gardłem” to według teorii łańcucha krytycznego, odciążenie go spowoduje szybsze
wykonanie pracy. Nie wgłębiając się w teorie bardziej: wszystko sprowadza się
do pieniędzy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz