piątek, 12 lipca 2013

Ciekawostka przyrodnicza


Będzie dziś znowu obficie i confiturowo. Tym razem me bajania skierowane będą na to jak postrzegam confiturę jako prelegent.
No cóż zwykłam przemawiać na konferencjach naukowych (kto bywał, ten wie jak to wygląda więc zgodnie z frazą „kończ waść wstydu oszczędź” nie będę nurkować w głębinach tego tematu).

0. Call for papers i wyłonienie mówców
Stał się cud nad Wisłą i dostałam błogosławieństwo od kapituły aby jednak prezentować. Cud nastąpił tydzień przed konferencją (no może półtorej), gdyż ktoś się wykruszył (ha! I kto mówił że laleczki voo-doo nie zadziałają?) i tym samym zostałam przyszłym mówcą. Jak dobrze, że moja szklana kula zadziałała i miałam dograny nocleg i inne takie transporty ;) No dobrze, dobrze – i tak bym jechała na confiturę nawet jakbym finalnie nie prezentowała.
Potencjalnie gdybym chciała tylko mówić i forma biernego uczestnictwa by mnie nie zadowalała, to chciałabym czy istnieje prawdopodobieństwo tego że będę prezentować. Może lista rezerwowa by załatwiła sprawę? Tak po cichu się domyślam, że i tak jest tworzona, więc malutka informacja do paru potencjalnie zainteresowanych chyba by wielkiej krzywdy nie zrobiła ;)

1. Rejestracja
Osobne okienko dla prelegentów. I całe szczęście, bo kolejka chyba nie miała końca ;) W sumie i tak bym się wepchała, bo przeważali tam dżentelmeni (hehe precz z równo uprawnieniem, panie należy puszczać przodem ;)).

2. Konferencja
Nie czułam się jakoś specjalnie inaczej niż zwykły „użytkownik”. Hehe parę razy zostałam pomylona z hostessą z allegro (panie były ubrane w białe bluzki i pomarańczowe spódniczki, ja byłam ubrana w białą spódniczkę i pomarańczową bluzkę). Wyróżniała mnie plakietka, ale i tak ludzie zwykle się dziwili że w roli ‘przemawiacza’ występuję (hehe w sumie nie dziwota, skoro myśleli że jestem hostessą ;)). Następnym razem sprawię sobie chyba koszulkę „jestę prelegętę”.

fot. Andrzej Goławski

Brakło mi zacisza dedykowanego właśnie dla prelegentów gdzie można by zostawić swoje bambetle, zrobić ostatnie poprawki w slajdach i zobaczyć jak inni prelegenci wyglądają ;) Bo w morzu ludzi faktycznie ciężko tak po karteczkach się połapać kto jest kim ;)

3. Prelekcja
Trochę się zdziwiłam że nie było na sali organizatorów (chyba że się gdzieś sprytnie ukryli). Jako że był pan kamerzysta (chyba mnie nie polubił za chodzenie po sali), to nie czekałam i zaczęłam ;) Resztkowe gadżety które były rozdałam. Podobało mi się ;) Słuchacze nie rzucali kamieniami tudzież innymi rzeczami, więc chyba najgorzej nie było. Całkiem sporo ludzi przyszło, zwłaszcza zważywszy na to że byłam swoistą ciekawostką przyrodniczą ;)


Ufff ależ mi z tego epopeja wyszła! Przyznać się, kto przeczytał do końca?

czwartek, 11 lipca 2013

Trofeum

Jak wiecie mam świra na punkcie naklejek... więc jak myślicie co wam teraz pokażę :>?
Tak! Naklejki z confitury!

Ale to nie koniec zdobyczy. Udało mi się upolować jeszcze parę super gadżetów:

P.s. notka oceniająca konferencje okiem prelegenta rodzi się w bólach już powoli. Zapowiada się tydzień pełen przetworów ;)

środa, 10 lipca 2013

Smacznego!


Kuchenne porównania znowu zagościły u mnie, ale bez paniki! Tu rzecz o (u)gotowaniu wiedzy będzie się rozchodzić. W ubiegły weekend zagościłam na słodko kojarzącej się konferencji zwanej confitura. Nawet logo jest apetyczne ;)

A pochwalę się jeszcze raz! Byłam tam prelegentem, dzięki waszym głosom, za które serdecznie dziękuję. Ale koniec tego podlizywania się! Do rzeczy – czyli słów kilka o konferencji.
Dawno temu, za górami, za lasami i za siedmioma rzekami (no dobra, może za jedną rzeką co się zowie Wisła) brałam udział w organizacji konferencji.  Bezpłatnej. Dlaczego to nadmieniam? Ano bo teraz ciężko mnie zadowolić ;)
Konferencje które już tu omawiałam czyli Railsberry i PAMSummit były konferencjami płatnymi. Confitura była gratisowa. I muszę przyznać, że chylę czoła organizatorom, bo jak na bezpłatną konferencję było mega wypaśnie.
Dużo gadżetów konferencyjnych. W standardzie dla uczestników smycze i koszulki.
Dużo dobrego jedzonka: kanapki, drożdżówki, ciastka, lody, napoje (soki, woda, kawa, herbata). Chyba nawet jakieś coś a’la obiad było (akurat uciekłam na starówkę w przerwie, więc nie wiem ;)). Jednym słowem: wypas. Wchodzisz "normalnych rozmiarów" a pod koniec całej imprezy się już toczysz ;)


Merytorycznie: ja mówiłam to wiadomo, że mi się merytorycznie podobało ;) </joke>. Na serio: wykłady różniste, było 5 ścieżek wiec każdy znalazł coś dla siebie. Nawet nie programista (czyli ja) mógł wyjść zadowolony z głową pełną ciekawych informacji ;) Całkiem fajna ilość przerw – można było pogadać z ludźmi. Impreza po konferencyjna z niespodziankowymi gadżetami od eBay, kręglami, piłkarzykami, bilardem, pizzą i piwem (akurat nie piję, ale dla części ludzi to jest atrakcja ;)) też super. Uniwersytet który gościł konferencje też całkiem fajny, choć w jednej z sal rzutnik płatał figle (na szczęście +Tomasz Borek który miał w tej sali wykład, opanowanym głosem wydawał komendę: work please i na parę minut działało ;) jak widać siła umysłu może działać na sprzęt niczym wyginanie łyżeczki w matrixie ;)). Organizatorzy to pozytywnie zakręcone ludki, bardzo mi się podobało jak prowadzili konferencję :)

No to tak się zapatruję na konferencję jako uczestnik, z perspektywy prelegenta relacja już niebawem!  

Zobacz całą relację z Confitury! http://mrowca-kasia.blogspot.com/search/label/confitura